Wybory, wybory … i już po wyborach. Pierwszy raz uczestniczyłem w wyborach samorządowych. Wiele lat obserwowałem zmagania kandydatów i teraz jestem „oświecony” jak machina wyborcza działa. Dziękuję Wszystkim za poparcie. Dzięki Wam wierzyłem, że może się udać. Ale niestety, reguły wyborcze są takie jakie są i mimo dobrego wyniku nie dostałem się do Rady Miejskiej. Może i dobrze, bo się chyba z tego wyleczyłem …

Powracam do opisania swoich refleksji z udziału w wyborach. Myślę, że nie będę obiektywny (bo przecież się nie dostałem) ale reguły wyborcze są nieubłagalne. Wygrywają „jedynki” i w sytuacji gdy są one mocne (otrzymują wiele głosów) dostają się kolejni. Mało jest przypadków kiedy „jedynka” nie wchodzi. W naszym przypadku chyba to się nie stało. Dlatego też w różnych ugrupowaniach walczy się o „jedynkę” albo miejsce obok mocnej jedynki.

Uważam, że kolejny raz dałem się zwieść prognozom i przypuszczeniom. Kolejny raz nie wziąłem pod uwagę pewnych scenariuszy, które potencjalnie mogą wystąpić. W moim okręgu wyborczym nie było nawet mowy o fakcie jednego mandatu dla ugrupowania, które w Polsce triumfuje. A jednak. Moi doradcy tak mnie otumanili, że uwierzyłem w sukces, którego nie ma. Ale moja naiwność nie może wszystkiego tłumaczyć. Osiągając wynik nie najgorszy, w mojej ocenie jest niezadowalający. W życiu zawsze kierowałem się zasadą: „jak umiesz liczyć, licz na siebie”. W tym przypadku znowu miałem klapki na oczach. Nie żałuję, że startowałem z list PO, bo to ugrupowanie jest mi najbliższe. Zawsze opowiadałem się za liberalizmem gospodarki i tak już pozostanie. Ale bagaż, który za mną się ciągnie robi swoje. Trudno, funkcjonowałem w pewnym układzie i tak też będę odbierany. Wydaje mi się, że teraz będę miał więcej czasu na pracę naukową. Dalej będę rozwijał koncepcje zarządzania w samorządzie terytorialnym, bo to jest moja pasja. Szkoda, że tego nie będę robił dla Głogowa i w Głogowie. Pozdrawiam wszystkich wytrwałych.